środa, 14 listopada 2012

Rodzina od nowa



Nie jesteśmy wyjątkowi. Sobotnie zakupy w markecie, potem basen i obiad. Nasza historia nie jest wyjątkowa. Nie lubiłeś tego nigdy. Chociaż dziś twierdzisz, że normalność to najlepsze, co ci się mogło przytrafić.


Po pierwsze: Zdziwienie 
Nawet nie spytałam, co się stało. Przecież to już wcześniej zdarzało się tyle razy. Gwałtowna była ta nasza miłość. Skąd więc miałam wiedzieć, które „kocham” jest już tylko lękiem, a które „odchodzę” tym prawdziwym. To chyba był czwarty dzień naszej kłótni. Jak zwykle mijaliśmy się w drzwiach bez słowa, nie dzwoniliśmy w ciągu dnia. Tylko krótkie: „Pojedziesz dzisiaj po Hanię?”, „Zapłać czynsz, proszę”. Nic nie przeczuwałam, przecież znałam scenariusz. W końcu na stole w kuchni zostawiałeś karteczkę: „Pogadamy?”. Czasem, rzadziej, ustępowałam pierwsza. Prosiłam mamę, by została z Hanią. Zabierałam cię na obiad albo do kina. Teraz to ja wyciągnęłam rękę, bo czas milczenia nieznośnie się przedłużał. „Ciągle się gniewasz?”, spytałam. Wyczułam obcość. Nie spytałam: „Co się stało?”. Potem mi wyrzuciłeś, że w ogóle rzadko pytałam. Zaczęłam monolog: „Nie kłóćmy się, proszę, chciałabym pojechać na weekend do Trójmiasta, trzeba ustalić, co z karate Hani…”. Ale głos mi zamarł. Zobaczyłam, że stoisz oparty o krzesło  i patrzysz. Nie, nie na mnie tylko przeze mnie. „Słyszysz?”, upewniłam się. „Czuję, że jestem w dziwnym punkcie życia”, odpowiedziałeś. „To znaczy w jakim?”, zdenerwowałam się. Tego wieczoru spałeś na kanapie, a ja myślałam, że po prostu zwariowałeś. Tydzień później spakowałeś swoje rzeczy w walizkę, którą kupowaliśmy razem na lotnisku w Kopenhadze. Tej ostatniej nocy spytałeś: „Mogę się tu jeszcze przespać? Rano powiem Hani. Nie chcę, żeby się przestraszyła, że mnie nie ma”. „Wynoś się”, rzuciłam. „Potrzebuję czasu, taki próbny miesiąc w samotności”.

Po trzecie: Porównanie
Była ładna. Delikatne rysy, jasne włosy, upięte w ciasny kucyk. Pierwszy raz zobaczyłam ją w Internecie. Ile razy oglądałam jej zdjęcia? Ona z przyjaciółmi na wakacjach, na spacerze z psem (przecież ty masz uczulenie na sierść), w kostiumie (wybacz, jednak ma ciut za duże stopy i ręce), ze swoją córeczką (ile ona była młodsza od naszej?). Roześmiana, zamyślona, zapracowana. Każde z tych zdjęć rozbierałam na części pierwsze. Spojrzałam na inną kobietę, jak mężczyzna. Chciałam dostrzec, zbadać, co cię w niej urzekło. Potem pojechałam do waszej firmy. Czekałam w samochodzie, aż wyjdzie na papierosa. Śmiała się z kimś, żartowała, potem szła na obiad do pobliskiej restauracji. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że nie ma wypisane na twarzy: „Jestem Jego kobietą, Odbiłam Go tamtej, jestem przez Niego kochana”. I jeszcze zastanawiałam się, jak ona może w ogóle śmiać się i jeść. Ja nie jadłam tygodniami. Chodziłam jej ścieżkami, wypytywałam wspólnych znajomych, jaka jest. Czepiałam się jak ostatniej deski opinii, że jest trochę szalona, neurotyczna, roztrzepana. Przecież ty nie lubisz takich kobiet? Raz do niej zadzwoniłam: „Czy pani wie, że ja mam córkę?”, spytałam. „Przepraszam”, odpowiedziała. Tak jakby jedno „przepraszam” cokolwiek usprawiedliwiało. Nienawidziłam jej nawet za tą delikatność, za to, że nie chciała mnie urazić. W odpowiedzi na mojego mejla napisała: „Jeśli on do ciebie wróci, nie będę walczyć. Jest mi przykro, próbowałam zniknąć, odnajdywał mnie”. Chciałam odpisać: „Tak, jasne. Doskonale wiem, jak potrafi walczyć, gdy czegoś pragnie”.

Po trzecie: Udawanie
„Słyszy mnie pani?”, spytała pani sprzedawczyni w sklepie, gdzie kupowałam Hani zeszyty do szkoły. Spojrzałam zaskoczona. Pomyślałam: „Jasne, że nie słyszę. Co mnie to w ogóle wszystko obchodzi?!”. Wpadałeś do Hani trzy razy w tygodniu. Zabierałeś na weekendy. Nasze dziecko traktowało to jak świetną zabawę. „O, tata ma nowy domek”. A potem te wszystkie drobiazgi, których nie chce się zauważać. Zadzwoniłeś i spytałeś, jak się robi schab ze śliwkami. „Po co ci przepis na schab?”, spytałam, głos uwiązł mi w gardle. I twoja zbyt lekka odpowiedź. „No przecież wiesz, że uwielbiam”. Inny zapach, który unosił się, gdy wpadałeś do Hani, wyciszony telefon i to, że zabierałeś go nawet do łazienki. I inne drobiazgi: Pamiętasz, jak Hania powiedziała: „Ciocia Marta też lubi makaron”, „Kto to jest Marta?”, wycedziłam. „Koleżanka”, odpowiedziałeś. Nawet nie czułeś się w obowiązku przede mną tłumaczyć. Przyjaciółki radziły: „Porozmawiaj z nim. Albo wraca, albo koniec”. Setki pytań: „Ale co się stało?”, „Jesteście w końcu razem?”, „Kto chciał separacji?”. Upokorzenie. Co innego rzucić męża, co innego kochać męża, czekać na jego: „Kocham, przepraszam”.
I tamten wtorek. Zadzwoniła M., przyjaciół ka i powiedziała: „Słuchaj, może ci nie powinnam ci tego mówić, ale po co się łudzić. On przyszedł na firmową imprezę z taką blondynką, Martą”. Byłeś na zebraniu, kiedy zadzwoniłam. Krzyczałam. Powiedziałeś sucho: „Wpadnę wieczorem”. Wyłączyłeś komórkę. Ileż razy ci się nagrywałam? Zapomniałam dać Hani kolację, i chociaż wcześniej obiecałam – nie pomagałam jej w narysowaniu jesieni na plastykę. Nie potrafiłam ruszyć ręką, jak więc mogłam kroić pomidora i malować liście? A potem ten straszny wieczór. „Zakochałem się, to silniejsze ode mnie”. Byłeś taki spokojny, chciałeś pobiec do apteki po proszki uspokajające, zabrać Hanię, żebym mogła się wypłakać. Odpowiedziałam: „Jest w porządku”. Chociaż chciałam błagać, żebyś dał nam szansę, przepraszać za nieodebrane telefony, dni pełne nudy, za to, że nie chciało mi się kochać ani robić ci kolacji.
Katarzyna Troszczyńska

Cały tekst znajdziesz w listopadowym magazynie Gaga



Brak komentarzy: