Ta historia zaczyna się pewnego wieczoru, gdy w moje
ręce wpada książka „Cudowna podróż” noblistki Selmy Lagerlöf. Mam 14 lat
i dosłownie w kilka dni „połykam” opowieść o chłopcu, który
przemierza Szwecję na grzbiecie dzikich gęsi. Choć, tak naprawdę, może początku
mojej przygody trzeba szukać jeszcze wcześniej, gdy jako piegowata dziewczynka
z rudymi warkoczykami idę ulicą, a dzieci zaczepiają mnie: „Czy to ty
jesteś Pippi?”. Bo wyglądam dokładnie tak jak ona (i też mam tatę
kapitana!).
Gdy zostaję mamą, pojawia się pomysł: a może
wyruszyć z synami do Szwecji? Selma Lagerlöf miała ambitne marzenie, by
nauczyć dzieci patriotyzmu. Nie za pomocą nudnych dat i faktów, lecz
opowiadając im o niezwykłej podróży w czasie, podczas której mały
Nils poznaje swój kraj, jego legendy, tradycje, ludzi i krajobrazy.
Z książką w dłoni wyruszamy po własne odkrycia.
Wieczorem wypływamy promem Stena Line z Gdyni,
rankiem budzimy się już w Karlskronie. Miasto Króla Karola XI (nazwa
pochodzi od połączenia jego imienia i korony) jest niezwykłe: położone na
33 wyspach, z przepiękną starówką, a co najważniejsze: pomnikiem
małego Nilsa z „Cudownej podróży”.
– Krzywa gęba! – wołał nasz bohater w powieści na
widok pomnika Karola XI, który w odwecie zszedł z cokołu i zaczął
go gonić przez miasto. Malec schował się pod kapeluszem drewnianej skarbonki,
zwanej „dziadkiem Rosenbomem” (patrz zdj. na następnej stronie). Znajdujemy ją
przed Kościołem Admiralicji – to doskonałe miejsce do wrzucenia kilku monet, a także
przeczytania 7-letniemu Michałowi i młodszemu o rok Stasiowi
fragmentu książki, która kiedyś tak mnie zafascynowała.
Ciekawego odkrycia dokonuję w Muzeum Marynistycznym:
dzieci są tu mile widziane! Mają dla siebie kąciki zabaw,
a o przygotowanych specjalnie z myślą o nich ekspozycjach
(wszystkiego można dotykać), opowiada w słuchawkach polski lektor.
Nasi synkowie oddają salwę do duńskiego okrętu obok
makiety morskiej bitwy, potem na radarze sprawdzają, kto właśnie wpływa do
portu. Uczą się także chodzenia po rejach i halsowania pod wiatr. Po dawce
edukacyjnych przygód dla najmłodszych pora na coś dla rodziców.
Ogródki działkowe na wyspie Dragsö w Karlskronie to
kwintesencja szwedzkiej architektury. Wszystkie domki są pomalowane na
charakterystyczny rdzawoczerwony kolor faluröd. Pierwotnie barwnik
z miedziowej rudy zmieszany z mąką i olejem lnianym świetnie
konserwował drewnianą zabudowę, dziś używa się do tego celu nowej technologii.
Dragsö jest z pewnością jednym z najczęściej fotografowanych miejsc
w Szwecji, pokazywanym w albumach i folderach. Przed domkami
powiewają niebiesko-żółte flagi, w oknach stoją miniaturowe figurki
latarni morskich, żaglowców i mew.
To idealne miejsce, by zrozumieć tutejsze podejście do
życia. Praktyczne, ekologiczne, doceniające piękno w prostocie oraz
tradycyjnych wartościach. Jedną z nich jest trygghet, czyli
bezpieczeństwo. Na przekór światowej karierze, jaką zrobiły szwedzkie
kryminały, codzienne życie jest tu spokojne. Nikomu nie przychodzi do głowy
szarżowanie na drodze, bo w tutejszych lasach żyją tysiące łosi, spotkanie
z takim zwierzęciem na drodze może być dla obu stron śmiertelnie
niebezpieczne.
Zresztą
nie mamy się po co spieszyć, bo następnym miejscem, które odwiedzamy, jest park
dla dzieci Barnens Gård ...Co jeszcze warto zwiedzić w Szwecji razem z dziećmi, dowiesz się z czerwcowego wydania magazynu Gaga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz