czwartek, 3 stycznia 2013

Wykluczeni


Nie można z nimi siedzieć ani rozmawiać. Są obiektem kpin i żartów. A rodzice i nauczyciele nawet nie zauważają, że obok nich rozgrywa się prawdziwy, dziecięcy dramat. Przejście z podstawówki do gimnazjum okazało się prostsze, niż początkowo przypuszczała. Uczyli się w tym samym budynku, ale na najwyższym, trzecim piętrze. Poza małym przetasowaniem w klasie zostały w większości te same osoby. Nowi nauczyciele byli bardziej wymagający, ale dało się przeżyć. Najważniejsze, że zachowała swoją długo wypracowywaną pozycję. Była atrakcyjna, bo należała do grupy. Tylko to się liczyło.
Cztery dziewczynki, które przyjaźniły się ze sobą od czasów przedszkolnych, stanowiły najbardziej opiniotwórcze środowisko w całej klasie, a także poza nią. Dosłownie każdy chciał ogrzewać się w ich blasku, być zapraszanym, zagadywanym, a przynajmniej zauważanym. Jeśli czegoś lub kogoś nie lubiły, natychmiast zarażały swoją postawą pozostałych uczniów, a nawet niektórych nauczycieli. Wiedziała o tym Basia, czyli Grubaśka, której wymyśliły takie przezwisko, nawiązując do jej widocznej nadwagi. Nie pomogły warsztaty, rozmowy z rodzicami, przymilanie się ani przekupywanie. Z Baśką nie można było siedzieć (z własnej woli) w jednej ławce, rozmawiać (oficjalnie) na przerwach, ani w żaden sposób okazywać sympatię. Najpierw niech schudnie- zawyrokowały.
Rządziły i doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Zawsze najlepsze i najładniej ubrane. Zawsze razem. Basia była samotna, upokarzana. A nauczyciele nie nie zauważali (nie chcieli  zauważyć?), że jest ofiarą klasowego terroru. To przecież taki wiek.
W końcu nadszedł pamiętny dzień. Trzydniowa wycieczka do Krakowa pod koniec drugiej klasy gimnazjum. Gimnazjaliści byli wniebowzięci. Ta najlepsza, wraz z trzema koleżankami, znów wszystkimi dyrygowała. Zaplanowała, kto i gdzie usiądzie w autokarze. Wychowawczyni była zachwycona jej talentem organizacyjnym. 
Wieczorem przed wyjazdem, długo nie mogła zasnąć z podekscytowania. Kilka razy upewniała się, że spakowała wszystkie niezbędne rzeczy. Budzik zadzwonił jeszcze przed świtem. Pomimo niewyspania wyskoczyła z łóżka, wysłała esemesy do dziewczyn i ruszyła do łazienki. Na śniadanie mama przygotowała jej ulubione parówki z serem i ketchupem. Zjadła w pośpiechu. „Może to przez ten pośpiech” pomyślała później. I jeszcze: „Może gdybym tak bardzo się nie spieszyła, nic by się nie wydarzyło”. Niestety, stało się. Po trzech godzinach podróży autokarem poczuła się tak bardzo źle, że gwałtownie zwymiotowała. Kierowca zatrzymał autokar na postoju. Nauczycielka pomogła jej wyjść, umyć się i przebrać. Podała leki. Ona nadal czuła się tak okropnie, że nie wiedziała, co dzieje się dookoła niej. Usiadła na samym przodzie autokaru, na miejscu pilota. Przysypiając, dojechała na miejsce. Nauczycielki posłały jej łóżko w oddzielnym pokoju. 
Następnego dnia rano poczuła się znaczniej lepiej i poszła do stołówki na śniadanie. Czuła, że większość osób patrzy na nią i nie były to miłe spojrzenia.  „Przyjaciółki” nie zaprosiły jej do wspólnego stołu, ogóle jej nie zauważały, siedziały z opuszczonym wzrokiem. Była zmuszona zająć miejsce obok Basi. Obrzuciła ją pogardliwym spojrzeniem i usiadła. Nagle Basia podniosła się i głośno powiedziała : „Śmierdzisz rzygami”. W tym momencie cała klasa wybuchła śmiechem. Ktoś zawołał: „Baśka usiądź tutaj, bo jeszcze tobie się dostanie”. Wybiegła na zewnątrz. Tata przyjechał po nią jeszcze tego samego wieczora.
Po powrocie do szkoły nie była już atrakcyjną sobą, tylko „Rzygowiną”. Wiedziała dokładnie, co ją czeka, bo sama wymyślała te sankcje dla Grubaśki. W ciągu zaledwie kilku dni z listy swoich facebookowych znajomych usunęło ją kilkadziesiąt osób. Została tylko rodzina. Przechodząc szkolnym korytarzem, kilkanaście razy dziennie słyszała odgłosy wymiotów.
„Mam 14 lat i chcę się zabić...”, napisała do jednej z gazet młodzieżowych, w których opowiadam na listy. Szczegółowo zaplanowała dwie metody odebrania sobie życia. Na szczęście, nie skorzystała z żadnej z nich. Podczas wakacji rodzice przenieśli ją do innej szkoły. Zaprowadzili ją też do psychologa...
Nie znam prostego rozwiązania takich sytuacji. Przemoc w szkole to jeden z największych współczesnych problemów, żeby sobie z nim poradzić potrzeba zmiany całego systemu edukacji. Coraz częściej myślę, że niektórzy nauczyciele i pedagodzy powinni zostać pozbawieni uprawnień do wykonywania zawodu. Przesadzam?  A co zrobić z nauczycielką, która, żeby pomóc klasowemu kozłowi ofiarnemu poprosiła uczniów o wypisanie na karteczkach powodów swojej antypatii do niego? Następnie wręczyła je dwunastolatkowi, życząc mu, aby wyciągnął z nich słuszne wnioski. Jak postąpić z nauczycielem WF-u, który gimnazjaliście mówi, że porusza się jak baba przed okresem?
Najbardziej przerażają mnie jednak rodzice, którzy nie stają po stronie własnych dzieci i zawsze wspierają opresyjnych nauczycieli. „Zaczniesz się lepiej uczyć, to pani przestanie się ciebie czepiać”, powtarzają. To, że w szkole twojego dziecka stosuje się przemoc, jest prawie pewne. Najtrudniej jednak zauważyć, po której stronie stoi twoje dziecko.
 Michał Pozdał

3 komentarze:

wicioszek pisze...

Z doświadczenia wiem, że rodzice obsesyjnie, wbrew faktom i sytuacji staja po stronie dziecka, często z wielka dla niego szkodą.

aProjekty pisze...

Dzięki za ten wpis!

pomoc-dla-mateusza pisze...

Chyba zostaniemy fanami tego bloga. Pozdrawiamy.:)